-Teraz idź prosto, a po 200 metrach w prawo.-zarządził.
-Tak, bo ja wiem kiedy miniemy 200 metrów.-odgryzłem się.
-To skręć za tą starą brzozą. Lepiej?-
-Tak.-skręciłem. Zobaczyliśmy z Laurentem jakiegoś wilka. Cofnąłem się. Nie lubię nowo poznanych wilków.
-Tchórz.-szepnął Laurent.
-Zamknij się. Jak taki mądry jesteś to idź.-odszczeknąłem.
-A żebyś wiedział. Ale wolałbym nauczyć cię oswajania się z innymi wilkami.-
-Hahah, i niby to ja jestem tchórzem?-zaśmiałem się. Tym go załatwiłem.
Nie mogłem powstrzymać uśmiechu zwycięstwa. Laurent zszedł ze mnie i
podszedł do wilka. Ja zza drzewa podsłuchiwałem co mówią.
-Witam szanowną panią.-ukłonił się Laurent.
-Oh... Witam. Dawno nie widziałam tu żywej duszy.-odpowiedziała wilczyca.
-Jestem Laurent, miło mi.-pomyślałem sobie: "Jaki on czasem staroświecki..."
-Ja jestem Diana.-
-A ja mam jeszcze towarzysza, tam za drzewkiem.-Laurent wskazał na
brzozę za którą się schowałem. Wychyliłem głowę. Spojrzałem na niego ze
wściekłością. Podszedłem do nich. Teraz dopiero zauważyłem jak wygląda
Diana. Była całkiem ładna, miała szare futro, błękitne oczy... Spojrzała
na mnie tak jakby miała się zarumienić, czego nie widać przez futro.
-Cześć. Przepraszam za Laurenta, ma już... Dużo lat. Jest trochę staroświecki.-odsunąłem towarzysza łapą.
-Nic nie szkodzi.-powiedziała.
-Może przeszlibyście się na spacer żeby się lepiej poznać?-Laurent
trącił mnie łokciem. O ile on ma łokcie... Spojrzeliśmy z Dianą po sobie
i wzruszyliśmy ramionami. "Czemu nie?". Szliśmy ścieżką przez las i
opowiadaliśmy o sobie. Zaczęliśmy się naprawdę lubić. Doszliśmy do
plaży. Usiedliśmy na piasku i dalej gawędziliśmy, zbliżając się do
siebie. Nagle zachciało nam się spać. Położyliśmy się, Diana pierwsza, a
ja przy niej.
-Śpiochy, wstawać, musimy się stąd wyrwać.-obudził nas głos Laurenta.
Pierwszy wstałem ja, byłem zaniepokojony. Słyszałem jakieś odgłosy.
-Szybko, Diana, musimy uciekać!-Diana zerwała się z piasku słysząc
wycie, które nie zwiastowało niczego dobrego. Biegliśmy przez las. Po
jakiejś godzinie dotarliśmy nad jeziorko, wycie ustało. Zauważyliśmy
grupę wilków i udaliśmy się w tamtą stronę.
,, pamiętaj o mnie '' słyszałam ostanie słowa Stantona, wilka którego kochałam. lecz czy jeszcze się zobaczymy ??? myślałam o tym całą drogę. pchnęło mnie pewne przeczucie.
- schowaj się - szepnęłam do Ladona. spojrzał się na mnie pytająco. - zobaczę, kto to. - znowu to samo spojrzenie - mam długą i zawiłą przeszłość. nauczyłam się ufać moim przeczuciom. podkradnę się do nich i zobaczę kto to. - najwyraźniej nie zrozumiał o co chodzi, lecz schował się. podkradałam się w cieniu drzew. byłam w tym całkiem niezła. kiedy podeszłam całkiem blisko, zauważyłam wilczyce. trzy. kremowo-białą, brązowo-kremowo-białą oraz błękitną w białe plamy ,przypominające chmury, z czarnymi skrzydłami i uszami. wydawali się mili. lecz pozory mylą. wróciłam do Ladona.
- i co ? - zapytał
- chyba dobrze - odpowiedziałam - tylko idźmy powoli. bądź gotowy do ucieczki.
wyszliśmy z cienia. grupa popatrzyła się na nas. szeptali pomiędzy sobą. jedna z nich, ta ze skrzydłami odłączyła się od reszty i gdzieś pobiegła. szliśmy ramię w ramię. czułam się przy nim pewnie. wtedy kremowo-biała wilczyca zawarczała i skoczyła na Ladona. odsunęła się od niego szybko. wilczyca przewróciła go na ziemię. na szczęście Lauren zdążył zeskoczyć z jego pleców. chwyciłam go i włożyłam na swój grzbiet. toczyła się zażarta walka. Ladon miał rozharatany pysk, lecz i on zostawił ślad na pysku przeciwniczki. chciałam mu pomóc, ale kątem oka zauważyłam zbliżającą się drugą wilczycę. zrobiłam unik w ostatniej chwili. zawarczałyśmy na siebie.
- Kim jesteście ? - zapytała.
- wilkami, które poszukują watahy - odpowiedziałam za Ladona.
- Nijo Gideno Sigmo Black - zawołała - zostaw go.
odwróciłam głowę. wilczyca i on patrzyli po sobie. wreszcie ona podeszła do nas.
- zaprowadzimy ich do alfy - powiedziała
- już nie trzeba - odpowiedział głos za nami. odwróciliśmy się. za nami stał prawdziwy anioł. biała wilczyca ze skrzydłami o bujnym ogonie. piękna i niebezpieczna w jednym. - Simmy zawiadomiła mnie o wszystkim. - popatrzyła na nas - Taro, zaopiekuj się nowo przybyłymi gośćmi. i ich małym towarzyszem. - spojrzałam na Laurenta. czyżby się zaczerwienił ?
- tak jest, Salphiro - ukłoniła się wilczyca o imieniu Tara i zwróciła się do nas - chodźcie, pokarzę wam wasz nowy dom.