Od Quall „Jak się tu znalazłam?”
Odpowiedź jest prosta. Cofnijmy się kilka miesięcy w tył.
-Ale ON mnie denerwuje – narzekałam na NIEGO. Rozcięłam sobie przednią
łapę, aby mieć czym narysować pentagram – There’s blood on my hands,
Thiers blood on my hands – rysując na skale zaczęłam nucić piosenkę
zespołu Hollywood Undead. No cóż, skończyłam. Stanęłam w środku i
wymówiłam formułkę. Po chwili stałam przed ogromnymi drzwiami. Otworzyły
się, a ja weszłam do środka.
-Quall, moje złotko – cień owinął się wokół mojego brzucha, a na jego
końcu pojawiła się głowa z czerwonymi ślepiami i ręce. Zaczął szarpać
mnie za pysk (tak jak czasami babcie) – Co cię do mnie sprowadza? –
puścił mnie i usiadł na swoim tronie.
-Nie rżnij głupa. Czego chciałeś? – podeszłam bliżej.
-Stwierdziłem, że powinnaś znaleźć sobie przyjaciół – uśmiechnął się
szeroko
-Że co proszę?!
-No tak wynikło z moich obserwacji – położył się na tronie i zaczął
bawić się jakąś czaszką – Wilk w twoim wieku powinien spędzać czas w
towarzystwie, śmiać się i takie inne pierdoły – rzucił kością o ścianę, a
ona się roztrzaskała. Chciałam coś powiedzieć, ale on owinął mój pysk –
To jest rozkaz. Nie ma żadnego ale. Jeśli chcesz zostać panem tego
pięknego miejsca, to musisz się słuchać – uwolnił mnie z uścisku.
-A-ale …
-No już, zmykaj – po raz kolejny usiadł na swoim miejscu i tym razem
bawił się … sercem? Nie wnikam. Wyszłam i wróciłam na ziemię. Usiadłam
na narysowanym pentagramie.
-NIC CI NIE JEST ?! – jakaś biała wadera podbiegła do mnie. Kurdeeeeee!
Zamazać to szyyybko! Wytarłam swoim tyłkiem rysunek i udawałam, że
wszystko jest ok.
-Mi? Nieee, wszystko w porząsiu – co to w ogóle znaczy w porząsiu ?!
-Ale twoja łapa jest cała we krwi! Chodź, pomogę ci!
-N-nie, nie trzeba – uśmiechnęłam się sztucznie. Ona chwyciła mnie za
ogon i zaczęła gdzieś ciągnąć. Popatrzyłam się w oddalający las i
ujrzałam jelenia i ten firmowy uśmiech.
-Ja cię kiedyś zabiję panie S – powiedziałam do znikającego cienia.
-Coś mówiłaś?
-Nic, nic.
<Salphira?
>